sobota, 30 kwietnia 2011

Puszka Pandory, Kwiat Paproci i Beltaine :)

Puszka Pandory jest wymysłem Ryjufki. Otóż mój genialny Sister wymyślił, jako, że Madre miało urodziny w święta, iż zorganizujemy dla niej w prezencie puchę, z której, jak z tej mitologiczno - heroesowej (:P) może wyskoczyć:
a). coś miłego, 
b). coś niemiłego, 
lub też c). nieprzydatnego zupełnie. 
Pomysł sam w sobie zacny - tylko że Mary dowiedziała się 2 dni przed planowaną imprezą, że tą puszkę, w znaczeniu opakowania, ma spreparować własnoręcznie... W dodatku decoupage'm :P Hah, to był najszybszy dekupaż świata, ekspresowe malowanie, naklejanie, suszenie na balkonie chuchając & dmuchając (dziękujemy Mężowi Tuome za straszenie, że deszcz pada :P), no ale - efekt (jakiś :P) jest -> :)


















Hmm, znaczy się - wiem, że profesjonalne decoupage'żystki zarzucą mi milion błędów, no ale, w takim tempie ładniej się po prostu nie dało :P Tak więc pucha jest nie tarta papierkiem ściernym, toteż fakturę ma nieco parchatą, chusteczka jest ciut zmarszczona, co bym wygładziła, ale warstwy lakieru poszły ino 2, a na nawet najmniejsze cracklowanie nie było nawet opcji ;) Delikatnie tylko postarzyłam na złoto i starczy - cud w ogóle, że wyschło :P

Dupka:















Wiem, jakość zdjęć fatalna, ale robiłam je w środku nocy, tuż przed zapakowaniem ;) 

A zawartość prezentu? Ode mnie przyzwoicie: obiecany notesik + wiosenne przydasie:














- natomiast Sister od siebie dorzuciła między innymi pasztecik podlaski i lep na muchy ><"...Radość Madre była wielka :P

A kwiat paproci? No wiem, wiem, to nie czerwiec, ale jakoś tak mu się powstało dziś rano (nie mogłam usiedzieć, działająca mi się włączyła :P) :














Znaczy się kolejna broszka :) W końcu przecież mamy majowe święto, wszystko kwitnie... :)


Wszystkim świętującym - dużo miłości :)))

środa, 20 kwietnia 2011

Literatura dla dzieci (inteligentnych inaczej) :P

Nie. Bo miało być o swiętogorączce u mnie na uczelni, ale mi się odechciało - musiałabym za mocno się ścieśniać żeby to opisać,
i co gorsza zahaczyłabym o politykę, religię, ortodoksyjny katolicyzm i hipokryzję, a tego raczej Mary woli uniknąć - przynajmniej tym razem :P

Będzie o oswajaniu czarownic :)

"- Nie mogę bawić się z tobą - odparł lis. - Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"?
- Nie jesteś tutejszy - powiedział lis. - Czego
szukasz? (...)
- Szukam przyjaciół. Co znaczy "oswoić"?
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć więzy".
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście - powiedział lis. - Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym
do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie."

- to oczywiście lis spotkany przez Saint Exupery'ego, i jak na zwykłego (?) lisa zadziwiająco trafnie ujmuje istotę "oswajania": jako przynależności do kogoś. Co jest - czasem - nawet miłe :P

No i. Byłam sobie ostatnio u mamusi swojej własnej,
i, pokierowana przez nią na strych, w przepastościach pudeł, 
w woalkach pajęczyn, znalazłam, po długich poszukiwaniach - to:















Czaiłam się już długo żeby poszukać, bo wiedziałam że gdzieś musi być... Jedna z ulubionych książek dzieciństwa :) Myślałam, że będzie w gorszym stanie, jako że Mary małolatą będąc czytała toto w koło i w koło, ale nie, jedynie 














grzbietowi się odlazło i zaginęło gdzieś na przestrzeni dziesięcioleci :)

A sama książka? Ciut informacji "technicznych" (uch, ta polonistyka, zboczenie zawodowe :P) - napisana przez Wierę Badalską, ilustrowana przez Ewę Salomon ( :D), wydana w 1989 roku, czyli Mary wtedy lat miała, hmmm, ile? tyle, że czytała wszystko, co wpadło w łapki :P
















Z ciekawostek, może nie bardzo przyjemnych: autorka zmarła przed ukończeniem pracy nad całokształtem książki, ale wydawnictwo "Nasza Księgarnia", z którym Badalska współpracowała przez wiele lat, postanowiło dokonać rękami Elżbiety Brzozy ostatecznej korekty i zamknięcia fabuły. Czy wyszło dobrze? No ba :) Przecież prawie zaczytałam swój egzemplarz :P

A treść? Roztargniony, przemiły profesor, wybiera się z trójką swoich dzieciaków na wakacje - i na swej drodze, w dziwnych okolicznościach spotykają małą, zielonooką dziewczynkę, 
w czerwonych kozaczkach i z zielonym kamykiem na szyi...

Tak, właśnie poznaliście niejaką Josantę - czarownicę, która ma problemy z osobowością, ponieważ zupełnie inaczej niż wszystkie wiedźmy z jej rodu ciągnie "do ludzi", a klątwa nałożona na nią przy narodzinach sprawia, że każdy czar skierowany w ich stronę, będzie miał negatywny wymiar - no, chyba że ktoś ją oswoi... Ba, jakby kłopotów bylo mało, depcze jej po piętach złowieszcza ciotka Meluzyna: 















Prawda że paskudna? :) A jak się kończą przygody małej czarownicy? Nie powiem :P Zainteresowani - poszukajcie na strychach i w bibliotekach, i przeczytajcie, a co - bo warto :))

...Przyniosłam ze strychu, odkurzyłam, wywietrzyłam ze smrodku stęchlizny, i mam :)

Pokazuję Madre co znalazłam, a ta mi na to, że: "od maleńkości same horrory czytałaś, i tak ci zostało... o stalowym jeżu klepanym na nocniku na okrągło nie wspomnę..." Iiiii.... i mi się przypomniała druga ukochana książka z dzieciństwa, mianowicie Brzechwowa "Baśń o stalowym jeżu"...

(...)Całe noce Magik siedzi
Pośród zwojów drutu z miedzi,
Warzy zioła, praży kwasy
I uciera kuperwasy.
Kto zobaczy Mechanika,
Tego zaraz lęk przenika,
Ten ucieka od wystawy,
Choćby nawet był ciekawy.

Dnia pewnego w październiku
Napłynęło chmur bez liku,
Runął wicher porywiście,
Poleciały żółte liście,
Zaciemniły się błękity,
Zgęstniał mrok niesamowity.
Przepadł księżyc, gwiazdy znikły
Tylko blask latarni nikły,
Poprzez pluchę października,
Padał w okna Mechanika.(...)

A potem się dziwić, że Mary się lubuje w Poach i Lovecraftach... Jak Mamusia taką lekturę na nocnik dziecięciu dawała :P Swoją drogą muszę zanabyć gdzieś jak się trafi, to wydanie które miałam - te ilustracje... Faktycznie horror - w sam raz dla Syna :P

...Pokazałam "jak oswoić czarownicę" Mężonkowi. -Toś ty jeszcze nie oswojona? - Zapytał zbolałym głosem, i poszedł wynieść śmieci. ( :D )

A wszystkich innych, którzy jakimś cudem dotrwali do końca posta, zachęcam do lektury - literatura dla dzieci wcale nie jest taka słodka jak się wydaje, o hurahura :)))