sobota, 30 października 2010

Karty ;)

- jednak mnie skusiły ;) I sama nie wiem co o nich myśleć, bo wylazły mi odwrócona Królowa Mieczy, odwrócona Cesarzowa, odwrócony Król Kielichów, odwrócone 9 monet, odwrócona Śmierć, Sąd, i 7 kielichów.... Kielichy, no to tak, ostatnimi czasy jestem megawrażliwa, zgadza się, odwrócona Królowa
i Cesarzowa, oczywiście, zazdrośnica ze mnie koszmarna (i to mnie między innymi męczy, chociaż zdaję sobie sprawę, że bezpodstawnie bo małżuch psiowierny i kochający jest okrutnie), chociaż z tej odwróconej Cesarzowej to się nawet cieszę - żżżżżżadnych nowych dzieci, przynajmniej przez najbliższe ze 3 lata :P Król - hmm, tatuś? Zwłaszcza że przy finansach? Oj nie nie, niech się nie odwraca... 9 monet, obok niego, przy szkole lub pracy, no też nic dobrego, tu zaraz muszę drugą ratę zapłacić, tu straty, ojjj, niemysio... Śmierciunia odwrócona też, w kontekście finansów, ha, nie wrócą do nas długi? I kłopoty osobiste powodowane przez złych ludzi? Ta Królowa Mieczy z początku, coś może mi tu ona mącić, tylko nie mam pojęcia kto to może być :/ 
A Sąd? No na co mi tu jeszcze Sąd? Chociaż... Myślę że potrzebuję dokładnego wytyczenia pewnych rzeczy, bo rozchwiana jestem okropnie. No i 7 kielichów na koniec, znaczy się będzie dobrze ;) 

Czyli co? Hmm, bardziej się zamotałam niż byłam zamotana :P 

Pomyślmy... Wynika zatem, że: 1). Uważać na Królową Mieczy, bo babsko coś knuje, i mogę to odchorować - może niekoniecznie to będzie jakaś zdrada małżeńska (nieee!!! ><"), ale w sprawach prawnych może namieszać. Powstrzymamy się więc z sądami na razie, chociaż kiedyś trzeba się będzie za to wziąć... ;) 2). Ta Cesarzowa - no tak, będę zazdrosna o tą paskudę piętro niżej, chociaż zazdrosna jestem zawsze, czyli nic nowego, i tak jak mówię, nawet mnie cieszy ta postać - chociaż niepewności nie lubię; 3). Pocieszyć ojczulka że przecież dalej studiuję to paskudztwo (pomimo iż męczę się strasznie i wysiłku - psychicznego - kosztuje mnie to wiele); 4). Kategorycznie (!!!) mam nie wydawać pieniędzy na głupoty, ino składać na ratę za czesne - koniec ton książek, ciuchlandów, sklepów z chińskim badziewiem i nieokiełznanego allegro - przynajmniej  przez 2 miesiące (tak? małe arkana tu, hmmm, tak :)) 5). Nadal nie wydawać pieniędzy i w ogóle być ostrożną, uważać na ludzi chcących się wtrącać - zwłaszcza jak nie oddają długów, ha ha ;) 
A tak serio, ta odwrócona Śmierć mnie trochę zmartwiła. 
6). Zdecydować się wreszcie co i jak, ale z prawnymi kwestiami poczekać, ha, i może jednak pieniądze wrócą - no całkiem karty dzisiaj sobie zaprzeczają, echch,  mogły by się zdecydować (to allegro... :P);  i 7). Szczęśliwa siódemka, znaczy nie mam się co martwić na wyrost (jak zawsze ;)) bo i tak wszystko będzie dobrze, ot, taka niespodzianka :P

Po analizie - faktycznie pocieszające, dzisiaj powinnam spać spokojnie :) A małe, czarne i kosmate niech spada - byle nie na paprotkę oczywiście, jako że badylka szkoda :)

piątek, 29 października 2010

Demony...

...męczą mnie ostatnio okrutnie. Zsyłają lęk, złe sny, z których budzę się ze związanymi rękami, wizje, katastrofizm, krew i trupy. Widzę tragedie, wypadki, niebo ciemniejące - jak u straconego pokolenia, może naprawdę nadchodzi koniec świata? Wojna? A może opóźniony dekadentyzm mi się włączył? Miałam układać Karty, ale one skubane znają moje nastroje, i często dopasowują się do myśli - więc na pewno wyjdzie coś złego... Ułożę kiedy się uspokoję. 
Z demonów najgorszy jest ten mały, czarny, sadzastokosmaty, od związanych rąk. Najpierw je zaplątuje kiedy śpię, a kiedy już tracę czucie i otwieram z niemym krzykiem oczy, ucieka, wysoko, osiada na paprotce łypiąc z góry na mnie złowieszczo. A paprotka schnie, nie wytrzymuje jego mrocznego ciężaru. Wyniosłam ją do łazienki, na regenerację, niech odetchnie, i już wiem że się będzie z tego powodu złościł, już czuję jego gniewne posapywanie i zimny oddech na plecach, a kiedy chcę się odwrócić, umyka, i widzę jedynie mgnienie.... Ciekawe co mi zrobi w nocy...
Ale to nie tak że ja swoich demonów nie lubię - wręcz przeciwnie... Tylko ostatnio są męczące. A jutro znowu prześpię cały dzień. A może i nie? Co do lenistwa to nie mogę go zwalać perfidnie na demony, prawda? ;)

wtorek, 19 października 2010

Drugi dzisiejszy post*...

...jak już piszę, to piszę, korzystam z chwili spokoju ;) 

A sprawa jest taka, że syn mój pierwszoklasista został dzisiaj oficjalnie zaślubiony szkole (oby na długo i owocnie :P), i był taki malowniczy, że muszę go pokazać ;)
Oczywiście został zdzielony przez dyrekcję ogromniastym ołówkiem (śmiałyśmy się z dziewczynami że postęp oświaty kiepski, teraz to trzeba by zrobić wielki długopis, albo... laptop :P), minę miał biedak przy tym bardzo przejętą:




i tak jakby dekuchno chłopaczyna zbladł...
...ale po chwili i tak włączyła się głupawka - no jakże by inaczej ;)


















Rockandroll pełną gębą, chociaż... garnitur i trampki to raczej grunge :P Na szczęście nie założył pod spód koszulki (ulubionej zresztą ostatnio) z trupimi żebrami ;)

Tak czy inaczej mam pełnoprawnego, dyplomowanego ucznia,



swoją drogą bardzo przystojnego (no cudne są te małe faceciki w gajerkach ;)), i miejmy nadzieję, że się łaskawie trochę przejmie szkołą, bo leniuch jest okropny ;) Ale czyta ^^ :D

*post przyrządzony na potrzeby Ryjufki - cieszy się?? ;))
















Lenistwo ;)

Błogie blogowe mnie ogarnęło ;) Szkoła szkoła szkoła, dom i spać, nie mam czasu na nic, pranie zalega, zmywanie zalega... Ale skończyłam coś, co pokazuję już na wejściu:


















:D Jest to śmierdziuchowy woreczek, którego zawartością są różane płatki, z zaręczyniastego bukietu od małżucha ;) O właśnie tego:














Nie miałam serca go wyrzucić - bukietu oczywiście, nie męża :P; więc gdy już się zsechł obskubałam kwiatki i zrobiłam z nich potpourri. Co prawda pachnie lawendą, bo tylko taki olejek miałam, ale jak wywietrzeje zanabędę taki prawdziwie różany, i będzie jak należy.

No i czasu brak, brak okropny, a mam coś nowego... Przypadkiem przy jakichś spożywczych zakupach natrafiłam na to - po 5 zł za opakowanko, więc nie mogłam nie kupić :)














I już mam całe mnóstwo pomysłów co z tym zrobię, ale ten czas... Echch.

"Grimus" też się nie czyta, skamieniał w połowie i tak trwa, oddał prawo pierwoczytu innemu nowemu nabytkowi Mary, a mianowicie grubej książce dla czarownic ;) O, takiej :)

















Jak zwykle wydałam ostatnie pieniądze z portfela ;) Ale mam :D