środa, 27 lipca 2011

Urodziny :)

Wczoraj Mary Młody skończył 8 lat :) Dosyć zabawnie jest mieć w domu takiego starego konia (:P), zwłaszcza, że mamusia permanentnie i nieustannie czuje się jak zbuntowana szesnastka :P Ale urodziny musiały być, tort został wyprodukowany zawzięcie dzień wcześniej około północka - coby niespodzianka na rano była (nie mogę patrzeć na posypkę - brr, poza tym jest wszędzie ;)), ha, no i była: szacowny jubilat zerwał się o 6 (zgroza!!) rano, coby przeprowadzić generalną próbę dmuchania świeczki:












Chuch ma chłopina cienki, bo mu się dopiero za trzecim razem udało, ale tort był w sam raz do kawy:












Obrzydliwie słodki, i o fuuu, taki... kolorowy :P (Znaczy dobry był, dobry, nie to że coś, no, może poza + 10 do szerokości Mary :P). Panu Kotu też się dostało:












Na przykrywce, bo chyba tylko taki "talerzyk" Mody znalazł (A mi potem do ogórków brakuje, grr!!).
A poza tym to pada. O. I gniecie pelargonie. 

środa, 6 lipca 2011

Arcykapłanka.

Zupełnie przypadkiem, podczas ostatniego rozkładania kart, wypadła mi karta Arcykapłanki. Abstrahując od całego układu, który zasadniczo nic nowego mi nie powiedział, a tylko potwierdził to, o czym i tak wiedziałam, Arcykapłanka zwróciła moją uwagę, primo dlatego, ze wyskoczyła z talii całkowicie znienacka, podczas tasowania,  a duo, że wymowa tej karty przykuła moja wyjątkową uwagę: przecież Arcykapłanka, Papieżyca, Junona, w kartach oznacza mądrość życiową, intuicję, jest symbolem kobiety, która "wie" - i ta swoją wiedzę potrafi wykorzystać. Postać na karcie przedstawia także wielką wiarę, zarówno w nadprzyrodzone, mistyczne, jak i własne siły, cierpliwość, i pewnego rodzaju pobłażanie dla tych "mniej" oświeconych, i wyrozumiałość wobec ich błędów - co nie znaczy, że przyjmuje ona pozycję wywyższającą się - wręcz przeciwnie, owszem, góruje nad innymi, ale nie w sposób nachalny, raczej po prostu matczyny.

Zdjęcie - stąd: TU






















No i co ja sobie o tej Arcykapłance myślę...? Ano Mary wzorem karty przyoblekła się wzięła w nadprzyrodzoną mądrość & cierpliwość, i wcale (prawie :P) nie zdenerwowała się, kiedy szanownemu  panu małżonkowi zabrano prawo jazdy kategorii C + E, a co za tym idzie, posypała się cała robota, domowe finanse, plany urlopu, kupno mieszkania, mój prawie zamówiony sześciopak "Pieśni Lodu i Ognia" Martina, o 500 złotych dla adwokata nie wspominając... Całe szczęście, że to tylko na rok, całe szczęście, że prezes się nie wściekł, tylko kazał wrócić po roku, nooo, i całe szczęście - o, ja babsko przewrotna :P - że kategoria B mu się obstała, dzięki czemu nie muszę, w razie co, na piechotę po zakupy drałować :P Tak więc jak już mówiłam, nawet mnie to nie zdenerwowało, ba, nawet sobie pomyślałam, ze może to i dobrze, bo już małż na pysk padał bardzo ostatnio, nie spanie, kolejki, jazda nocami... A tak to się rozrusza trochę na budowie :P 

A morał z tego jaki? Kurs, ten, który miał robić mój szacowny małżonek, wziął za niego Paweł, kolega z firmy. I w Niemczech zaliczył wystrzał opony - a w ciężarówce to nie byle co - i, tak jak mówi - na milimetry (!!!) minął się z samochodem nadjeżdżającym z przeciwka. Jak znam życie, moje szczęście, mężowe "karmy" - mój mąż zabiłby i siebie, i przy okazji jeszcze kogoś. Tak więc - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Mądrość Arcykapłanki, jakby nie było, działa. A jakie miłe jest rąbanie we dwoje wieczorami... w Heroesy :P

Ale i tak mnie nic nie powstrzyma przed podsunięciem mężowi lektury "Nędzników" Victora Hugo :P Bo ja  to wcale nie jestem złośliwa :P