Mi się chce bardzo. Bo już, już, zwęszyłam wiosnę (ja wiem że to idiotyczne bo jest przecież połowa stycznia), ale któregoś dnia ostatnio zniknął ten paskudny, brudny śnieg, i wylazło spod niego zielone... Panowie na osiedlu zaczęli wycinać gałęzie (oczywiście naniosłam patyków do domu - będę robić 1.COŚ albo 2.COŚ :P),
i tak już fajnie w powietrzu pachniało, i ptaszyska ćwierkały... :D
A tu nie, znowu fu, śnieg - 20 do prędkości i + 50 do wkurzenia, bo muszę o 6 rano brnąć przez niego na busa - i zdążyć :/.
No i jeszcze sesja, kociokwik, cały pulpit zasypany jakimś schomikowanym badziewiem z dydaktyki, metodyki, ślepia mnie bolą (muszę pilnie okulary zmienić, ale to pilnie!!), jeszcze nijak się nie mogę skupić bo telefon się urywa, Madre w szpitalu, Mąż jeździ po śliskim, Młody się wścieka...
Z zielonego to na uspokojenie melisa, a na pamięć, również magiczną (:D) rozmaryn: całe wiaderko tegoż przyniosłam z kuchni na biurko i pijąc herbatkę z meliski wącham jak pachnie. Może zadziała i się łaskawie czegoś nauczę ;) Hmmm... Chyba wszystkie kwiatki przyniosę pod komputer :)
Rosemary...
...i inne:
Uff, popatrzyłam na zielsko i już mi lepiej :) Bo ja to w ogóle lubię kwiatki ^^ :)
Hmmm, a tak a propos zielonego: wie ktoś co się stało z Anią - Zieloną Czarownicą?? Blog zniknął, Ania zniknęła... :(
zielonego to mi też brakuje, chyba się obkupię w przyszłym tygodniu w Biedronku w wiechcie... bo paprotki, żonkilki i krokusiki mają rzucić :D.
OdpowiedzUsuńzaraz mi to wszystko szlag trafi (z moją ręką do kwiatków), ale przez parę dni będzie weselej :)
a co z Anią to też się zastanawiam :( Aniu, gdzie jesteś?