sobota, 29 stycznia 2011

A teraz fioletowego :)

Znaczy się - sesja, a Mary robi wszystko żeby się nie uczyć :P I ta dydaktyka, echch... Na dzień dzisiejszy z nauki dydaktyki hmmm, kupiłam zielone i pomarańczowe świeczki, i czarem ją, czarem - zobaczymy co wyjdzie :P

A z innych rzeczy wyszło to coś - bo już dawno się przymierzałam żeby taką mieć :)














Brosia z organtynki (to są resztki moich firanek, ale ciiiicho, nikt nic nie wie :P). Oczywiście w ulubionych marychetkowych kolorach: zielonym, ecru i fioletowym (o zgrozo, dobrane do podręcznika ^^"). Z nutką  trzech malutkich turkusowych koralików w środku. I pasuje i do pasiastego sweterka, i do żakietu, i do białej bluzki - uniwersal totalny :D

Wzięłam brochę do szkoły, i zrobiła furorę, dziewoje piszczą - zatem tak jak obiecałam - cena takiego cudu - 15 zł, robię, jak to się mówi - "na jutro" :)

Prawda że ładna? ;)















Jak sesja się przeciągnie, to Mary na pewno coś jeszcze wymyśli... już knuję do kompletu futeralik na telefon ;)

2 komentarze: