niedziela, 8 stycznia 2012

O kilku wiedźmach moich rzecz średniokrótka.

Tak mi się przypomniało, jako, że było święto, jak je w kalendarzu zapisano, Trzech Króli, że miałam pokazać swoje czarownice. Bo tymi rzekomymi królami byli tak naprawdę perscy magowie i astrologowie, których katolicyzm przekuł w króli (no bo jakże to? MAGOWIE?! :P), ba, i ich nie było trzech, ale czworo, tylko że magini (baba!! czarownica!! o zgrozo!! :P) Befana się zgubiła po drodze, i do Betlejem nie dotarła, biedulka... I jakoś tak się do Italii zaplątała, i wszystkim dzieciom przynosi podarunki, bo a nuż trafi na to właściwe?












O proszę, Befankę (pewnie zamieszczoną dla celów poglądowych, bo może a nuż jakieś dziecię ma italiańską babcie czy cuś) znalazłam ostatnio w Młodego książce o Mikołaju ;)

Wiedźmki od dawna przynosi mi Mężonek, wiedząc, że z pewnością mnie uradują ;)

I tak, ta na ten przykład, jest wiedźmą absolutnie rosyjską, podmoskiewską, jechała do mnie tydzień, a jej przeznaczeniem jest rozsiewanie zapachu wanilii w samochodzie - taka czarownicowa alternatywa na oklepaną zapachową choinkę ;) U mnie wisi nad biurkiem - i ma oko na wszystko. No, a ten fioletowy fartuszek, sama bym taki chciała :))


















Kolejna jest LEGO-wa, jako że jesteśmy absolutnymi AFOL-ami (Adult Fan Of Lego :P), i jest z saszetki. Saszetki LEGOwe mają to do siebie, że zawierają ludzika - z tym, że nie wiesz, jakiego. I Mary w sklepie wypatrzyła takie cuś, na etykietce miało toto kilka przykładowych LEGOludków, w tym punka, wampira i Frankensteina, i stwierdziłam, że jednego z nich muszę mieć - wybrałam saszetkę, a Mężu na to, że tą nie, i że on mi wybierze. Macał, macał, w końcu wybrał. Jakie było moje zdziwienie (i radocha :)), kiedy tuż po wyjściu ze sklepu otworzyłam saszetkę, i ujrzałam to: 


















Czarno-fioletowo-zielona (!) :) A widzicie tego potka? :) Acha, na opakowanku jej nie było, do głowy by mi w ogóle nie przyszło, że może taki LEGOludek istnieć :) Ma Mężu rękę do czarownic:P

Jeszcze następna jest niemiecka, ze stacji benzynowej - przyjechała kiedyś znienacka razem z Mężem, i ma przesłanie :) Znaczy się, że "mogę (potrafię) wszystko" :) Synuś też dostał, ale diabełka :) Moja mieszka w torbie, razem z kluczami :)












Mam jeszcze dużo książek czarownicowych, a w nich takie, niekoniecznie słodkie, obrazki:


















Ja w ogóle bardzo lubię tego typu drzeworyty i ryciny, zwłaszcza, jak to się mówi, "z epoki".

Mam jeszcze piosenkę, od której nie mogę się uwolnić, też czarownicową. Chodzi za mną i chodzi. Jest piękna. Niesamowita. Niepokojąca. Posłuchajcie:



1 komentarz: