Styczniowo - lutowe perturbacje minęły, co prawda zapewne do przyszłego roku jedynie, ale jak miło jest poczuć spokój we własnym domu :)) Efektem ubocznym były (tylko!! :)) spalony zasilacz w komputerze i zawieszona drukarka, ale to i tak wyjątkowo mało, zważywszy na fakt, że Maryzachowanie i zapewne Marywygląd w tym czasie wyglądały jak kosmiczne samo zło z kreskówek: wokół zimna błękitna poświata, i strzelające z kłaków i palców piorunki - wyładowania - a całość robiąca, jak zepsuty transformator, groźne bzz... bzzzzz...
Złe łażące po mieszkaniu wygoniłam, mam nadzieję, że na zawsze - swoją drogą bardzo zboiło mi kota, a on i tak bojący... Któregoś wieczoru, jeszcze w styczniu, chodził cały zjeżony, nie podchodził do pokoju młodego, w którym było zgaszone światło, i tylko z przedpokoju ostrożnie zaglądał, a niespokojny był wielce. Obleciałam szybko chałupę z szałwią, pomamrotałam, i się wyniosło - i mam nadzieję, że nie wróci. Nie lubię takich intruzów.
A nowe pomysły? Pani ta oto tu: -> klik Tuome :) wyciągnęła mnie w zeszłym tygodniu na szmatkowe zakupy, i dzięki temu posiadam nowe tkaninki, na które mam już pomysły, i o ile wyrobię się ze wszystkim, niedługo je zrealizuję :D Nawet napoczęłam rudy materiał:
Oczywiście krzyżykami, których nienawidzę i nie umiem, a które (niestety!!) straszecznie mi się podobają... Wyobraźcie sobie moje conajmniej niecenzuralne bluzgi, które lecą niemiłosiernie w trakcie haftowania :P A podobno robótki relaksują i odprężają :P No - ale mam nadzieję, że jak w przysłowiu: skórka będzie warta wyprawki, i efekt nawet i mnie zadziwi :))
A poza tym - dzisiaj Walentynki :) Co prawda osobiście mnie to święto nie rusza, ale miłe jest dać komuś, kogo się kocha, jakiś drobiażdżek, c'nie? :) Oczywiście bez okazji też, ma się rozumieć :) Mężu dostał rano żelek pod prysznic, jako że od dłuższego czasu uprawia dosłownie Walę W Tynki, i po robocie przychodzi biały jak młynarz... Więc mu trzeba umyć plecy czymś ładnym :))
A Syn? Poszedł dziś do szkoły z OGROMNYM (naprawdę ogromnym :)) sercowym lizakiem, z kryształkami, czerwoną kokardą, i bilecikiem od Walentego :)
Cytat z poranka: - Mamo, jak nie będzie Oliwki, to dam Patrycji albo Weronice, ok?
Ja pierdzielu. Hartbrejker mi rośnie :))
Hm, hm... Pokochaj krzyżyki, a one pokochają Ciebie. ;) Potrafią wyglądać pięknie. :)
OdpowiedzUsuńA synek rozumny! Wie chłopak, jak się ustawić. ;)
XD no co, syn ci zapobiegliwy rośnie, a ty narzekasz :P.
OdpowiedzUsuńdzięki za szaleństwo zakupowe :) moja połówka rudego czeka wciąż na pranie, a nad resztą medytuję :)
Behemot akurat leży w truskawkach, trochę zdziczałych, które w swojej najlepszej formie sięgały powyżej kolan...
OdpowiedzUsuńTwój młody mnie powalił na kolana :)