wtorek, 14 lutego 2012

O spokoju, nowych pomysłach, i Walentynkach ;)

Styczniowo - lutowe perturbacje minęły, co prawda zapewne do przyszłego roku jedynie, ale jak miło jest poczuć spokój we własnym domu :)) Efektem ubocznym były (tylko!! :)) spalony zasilacz w komputerze i zawieszona drukarka, ale to i tak wyjątkowo mało, zważywszy na fakt, że Maryzachowanie i zapewne Marywygląd w tym czasie wyglądały jak kosmiczne samo zło z kreskówek: wokół zimna błękitna poświata, i strzelające z kłaków i palców piorunki - wyładowania - a całość robiąca, jak zepsuty transformator,  groźne bzz... bzzzzz...

Złe łażące po mieszkaniu wygoniłam, mam nadzieję, że na zawsze - swoją drogą bardzo zboiło mi kota, a on i tak bojący... Któregoś wieczoru, jeszcze w styczniu, chodził cały zjeżony, nie podchodził do pokoju młodego, w którym było zgaszone światło, i tylko z przedpokoju ostrożnie zaglądał, a niespokojny był wielce. Obleciałam szybko chałupę z szałwią, pomamrotałam, i się wyniosło - i mam nadzieję, że nie wróci. Nie lubię takich intruzów. 

A nowe pomysły? Pani ta oto tu: -> klik Tuome :) wyciągnęła mnie w zeszłym tygodniu na szmatkowe zakupy, i dzięki temu posiadam nowe tkaninki, na które mam już pomysły, i o ile wyrobię się ze wszystkim, niedługo je zrealizuję :D Nawet napoczęłam rudy materiał:


















Oczywiście krzyżykami, których nienawidzę i nie umiem, a które (niestety!!) straszecznie mi się podobają... Wyobraźcie sobie moje conajmniej niecenzuralne bluzgi, które lecą niemiłosiernie w trakcie haftowania :P A podobno robótki relaksują i odprężają :P No - ale mam nadzieję, że jak w przysłowiu: skórka będzie warta wyprawki, i efekt nawet i mnie zadziwi :))

A poza tym - dzisiaj Walentynki :) Co prawda osobiście mnie to święto nie rusza, ale miłe jest dać komuś, kogo się kocha, jakiś drobiażdżek, c'nie? :) Oczywiście bez okazji też, ma się rozumieć :) Mężu dostał rano żelek pod prysznic, jako że od dłuższego czasu uprawia dosłownie Walę W Tynki, i po robocie przychodzi biały jak młynarz... Więc mu trzeba umyć plecy czymś ładnym :))














A Syn? Poszedł dziś do szkoły z OGROMNYM (naprawdę ogromnym :)) sercowym lizakiem, z kryształkami, czerwoną kokardą, i bilecikiem od Walentego :) 
Cytat z poranka: - Mamo, jak nie będzie Oliwki, to dam Patrycji albo Weronice, ok?

Ja pierdzielu. Hartbrejker mi rośnie :))

3 komentarze:

  1. Hm, hm... Pokochaj krzyżyki, a one pokochają Ciebie. ;) Potrafią wyglądać pięknie. :)

    A synek rozumny! Wie chłopak, jak się ustawić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. XD no co, syn ci zapobiegliwy rośnie, a ty narzekasz :P.
    dzięki za szaleństwo zakupowe :) moja połówka rudego czeka wciąż na pranie, a nad resztą medytuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Behemot akurat leży w truskawkach, trochę zdziczałych, które w swojej najlepszej formie sięgały powyżej kolan...
    Twój młody mnie powalił na kolana :)

    OdpowiedzUsuń