poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Ostrava :)

Mary wrócona. Referat wygłoszony, publikacja będzie, ludzie klaskali - ponoć nie było źle :))

Czechy - fajne. Piwska się ożłopałam (a lubię) adekwatnie do legend - jako, że u nich piwo się pije, hmm, jak kompot - do wszystkiego :) No, oczywiście jest ono ciut mniej procentowe niż u nas, ale i tak niamnia :)

Co widziała? Niewiele. Głównie gmach Uniwersytetu Ostrawskiego plus okolice, ale umieszczony jest on na cudnej starówce, co rekompensowało ewentualne straty turystyczne:























Kamieniczki w majtkowych kolorach:







































Czesi, jako najbardziej laicki i liberalny kraj w Europie, posiadali oczywiście także kościół :P:




















Z którego wysokości takie oto świątki:












Patrzyły na takie oto bezeceństwa (:P):












Wolność? Ano wolność :) I palić u nich można wszędzie, w knajpach, na ulicach, a pomimo tego na chodniku pół peta nie uwidzisz. A to dzięki prostemu rozwiązaniu:


















- ulicznym popiołkom ^^ Można? :) W ogóle Czesi są bardzo pozytywnie nastawieni do świata - może dlatego, że są ciągle na lekkim rauszu, a może dlatego, że u nich nie ma problemu z marychą... :) Proszę bardzo, zakupione dla dziewczynek, w najnormalniejszym czeskim sklepie - słodycze z zieleninką (nie próbowałam, nie wiem czy działają :P):












Może dlatego Czechów, podobnie zresztą jak i vice versa - śmieszy nasz język... Ale zweryfikowałam osobiście u źródła: wiewiórka to nie drevny kocur. To najzwyczajniej veverka :D Ale co to są - 












- to ni choroby nie wiem :P 

No i coś miłego dla Mary - w Ostravie co 3 kroki są antykwariaty :) 












... i kasyna :P














I jeszcze inne miłe rzeczy:












No i piwo, piwo wszędzie: pilzner, miejscowy ostravar, radegast... :) A w jednej knajpie - koty drzemiące na nalewaku :) Pan pozwolił zrobić zdjęcia - obiecałam mu, że będzie w Polsce reklama :))






















A skoro kulturalna knajpa, obiady z profesorami, doktorami, to musiałam jeść kulturalnie nożem i widelcem (czego, jako praworęczny mańkut, po dziś dzień nie jestem w stanie się nauczyć) :P (Pozdrowienia dla doktoranta Błażeja z Poznania :D)














Achch, no i jeszcze - Ostrava słynie, niczym nasz Toruń - z pierników :) (i z huty żelaza, ale to mniej istotne :P)












Wyjazd zatem się udał :) Zmęczona byłam jedynie telepaniem się pociągami - jakby nie było, intercity, który tak czy inaczej jedzie szybko, z Warszawy do Ostravy turla się +/- 5 godzin. Ja przynajmniej miałam mało bagażu :P Dla porównania: Mary torba kontra walizka Ireny:












(Mary torba to to malutkie <a w rzeczywistości wcale nie tak malutkie, to Ireny walizka była OGROMNA> :P)














Na koniec Mary krzywy pysk w pociągu :P 

Ha, i ponoć za 2 tygodnie też jadę na konferencję. Ponoć nad morze :DDD

Zmykam na uczelnię. Wypadałoby się chyba pokazać po tygodniu nieobecności :P :D

7 komentarzy:

  1. fajnie, że wypad się udał :D
    (dostanę batonika? :P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście - o ile uda mi się go uchronić przed tłuszczą, bo przewidzian jest ^^ :D

      Usuń
  2. I gdzie ten "pysk" jest krzywy to ja nie wiem. :P :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładne zdjęcia, tylko ten doktorant jakiś nieciekawy ;p Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam umieścić, nie mogłam się powstrzymać :)) Również pozdrawiam!! :D

      Usuń
  4. eh,jak slicznie tam ...
    bardzo bym chciala zwiedzic Czechy,nigdy nie bylam w tamtych stronach :/

    OdpowiedzUsuń