wtorek, 28 września 2010

Grzybeldorado...

Miałam kończyć czytać książkę, skądinąd przecież ciekawą, a tu grzybowysyp jak był, tak i jest... Po ostatnim wypadzie przyniosłam "tylko" 222 podgrzybki ;) Miało być ich co prawda 220, i tak zbierałam zawzięcie do równego rachunku, ale tuż przed wyjazdem z lasu znalazłam jeszcze przypadkiem 2 bliźniaczki grzybięta na przydrożku... Tylko tyle:


















I suszy się teraz toto, i pachnie w całym domu, i kisi się w słoiczkach... A pogoda piękna była ostatnio, babioletniojesienna, ciepło, słonecznie, aż miło było wyleźć ;)
Mąż mój pomykał ze mną po lesie zawzięcie, w stylowych gumiakach teścia, zrobiłam mu nawet zdjęcia jako że wyglądał wyjątkowo apetycznie, no ale nie pozwolił ich publikować publicznie grożąc pozwem o zniesławienie wizerunku :P Heh, a tak ładnie miałam mu je podpisać, że tak jak u Gałczyńskiego:
"W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą."
... no, że kocham oczywiście ;)) Ale nie to nie, w takim układzie się nie dowie ;)


A wieczorami, kiedy już nie bawię się z grzybami, robię cioś:




















... jak będzie gotowe to pokażę ;)
(o ile przebrzydły blogger raczy wstawiać zdjęcia ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz