czwartek, 30 września 2010

Jesień

 I już się robi paskudnie, pada, buro, chorowanie mnie nie opuszcza, Myszkin, pomimo opatulania się w pasiasty szalik "na artystę" też chory, nic dobrego... Dobrze że mamy nowe parasole, może jakoś damy radę wypełzać z ciepełka - ale tylko wtedy kiedy naprawdę będzie trzeba ;)


To chodząca "Deszczowa Piosenka", tak się biedak wydeszczował że dzisiaj leży i prycha... Ale nic dziwnego, miała być teraz złota polska jesień, a  tu nie, przeskok prosto z lata w przedzimową szarugę. Powinny być kolorowe liście na chodnikach, kasztany i ciepło - i nie ma, bo wszystko gnije kiedy pada :(














Wraca mi więc paskudna jesienna deprecha, chodzę i wyję po kątach, nie mogę oglądać telewizji, nie mogę czytać, nie mogę grzebać w necie - bo siedzę i płaczę :( Zresztą, może to i nie deprecha, chyba jeszcze za wcześnie, powodów mam dużo innych... Presja ze wszystkich stron może nie takiego chojraka jak Mary wykończyć. Ja chcę tylko zwinąć się pod kołdrą i spać, spać całe dnie, i żeby było cicho... A nie ciągłe ataki: że oni wszyscy chcą. Szkoły. Dziecka. Jedzenia. Pracy, pieniędzy, rozmowy. Odbierania telefonów i uśmiechania się, pomimo że najchętniej zastrzeliłabym wszystko co się rusza. Ja przecież tego wszystkiego NIE CHCĘ. I jeszcze ten deszcz...

Ale jest jeden pozytyw, który mocno mi poprawił humor: prawie skończyłam robić COŚ :) To:



















...jest w środku cosia ;) I pewnie go jutro pokażę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz