Chora Marychetka, oj jak chora... Wychodzi sobotnie grzybobranie w deszczu :P Ale opłacało się, 230 podgrzybków ja, 186 teściowa i 165 małżynek :) I to jeszcze jest mało bo z lasucha wcześniej uciekliśmy. Za to nogi Mary miała mokrzutkie po kolana, i pół dnia spędziła chodząc w suchych skarpetkach pożyczonych od teścia - muszę uprać i oddać ;) Za to dziś... fluki po kolana i ledwo na oczy widzę, zaraz pewno i na syna przelezie, a małż sobie pojechał i wróci jak zwykle za tydzień, bu, nie ma się komu mną opiekować (chociaż może to i dobrze, bo marudzę jak nie wiem ;)). Ale efekt grzybobrania, no, poza chorowaniem oczywiście, jest i owszem widoczny:
wtorek, 14 września 2010
Grzyby z Mokrolasu :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz